Rzuciłam tę pracę! O tym jak postawiłam wszystko na jedną kartę, ruszając w drogę po marzenia.


,,Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję” – pamiętacie tę postać z kultowego serialu „Czterdziestolatek” ? Doskonale się z nią identyfikuję. Zaczęłam pracować, kiedy miałam 16 lat, bardzo chciałam być niezależna finansowo. Zbierałam owoce i chociaż była to naprawdę ciężka praca – każdego dnia wstawałam o 5 rano i śpiewałam piosenki między krzakami.  Za zarobione pieniążki kupiłam sobie pierwsze buty NIKE. Słuchajcie, nie macie pojęcia jaka byłam nimi zachwycona, chociaż do tej pory, ilekroć przypomnę sobie jak wyglądały, zaczynam się śmiać. Jako 17- latka robiłam za nianię i sprawiało mi to dużą przyjemność. Pilnowałam wtedy dwóch dziewczynek – 3 i 4 - latki. Do dziś pamiętam jak kładłam się między nimi do łóżka i głaskałam do spania – jedną ręką niunię po brzuszku, drugą po główce. Nie spodziewałam się, że mam taką podzielną koordynację rąk. Roznosiłam też ulotki. Pracowałam jako kelnerka – lałam piwo i sprzątałam szklanki i chociaż praca nie była szczytem marzeń, lubiłam ją za to, że pracowałam na ogródku i uczestniczyłam w Carnavale Sztukmistrzów, czy Nocy Kultury.  Jako hostessa sprzedawałam produkty konkretnej marki na dziale ze słodyczami. Szybko okazało się, że nie potrafię odmawiać ludziom pomocy, dlatego stałam się – cukierkowym nakładaczem. Pamiętam jak podchodziły do mnie starsze Panie i prosiły o odważenie cukierków z alejki obok. Dorabiałam sobie też na wyspie z kosmetykami. Lakierów do paznokci miałam chyba ze 30! Potem dostałam pracę  w sklepie odzieżowym i to była moja pierwsza praca na umowę o pracę. I jak już zaczęłam pracę w sklepie, tak ciągnęła się przez 4 lata studiów. Zmieniałam tylko brandy, no i raz dostałam awans ze sprzedawcy na dekoratora. Moje szczęście nie trwało zbyt długo, ponieważ sklep zamknęli, a ja spadłam z rangi dekoratora na sprzedawcę w innym sklepie. W międzyczasie dostałam się do gazety i ukazał się mój pierwszy artykuł w wydaniu papierowym.  Cieszyłam się jak wariatka widząc co udało mi się osiągnąć. Przyszedł nowy rok, a wraz z nim moje postanowienie – w tym roku zmienię wszystko! Wiecie jak to jest, kiedy macie taką ogromną werwę do zmiany, ale mijają tygodnie, a ochota przechodzi i pozostaje się w bezpiecznej kuli, ja nazywam ją próżnią. „Jest dobrze jak jest, mam przecież pracę, nie lubię jej, ale co z tego, są pieniądze” – to zdanie powtarza bardzo dużo osób, wiele z nich niczego nie zmienia, a tylko mały procent stara się zawalczyć o swoje marzenia. Ja należę właśnie do tego szalonego odsetka, który rzuca swoją pracę od tak z dnia na dzień. Niejednokrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem – „Zastanów się, przecież masz spoko pracę, dużo kasy, co z tego, że w sklepie, nie masz na co narzekać”. Ale wiecie – ja nie narzekałam na swoją pracę, ja po prostu przestałam ją lubić. Uważa, że kiedy nie robisz czegoś z przyjemnością, nie jesteś w stanie się zaangażować. Jeśli się nie angażujesz – nie ma szansy, żeby awansować, żeby cokolwiek zmienić. Zostajesz w tym miejscu i tak żyjesz sobie – byle jak. Na wypowiedzeniu dostałam kolejną propozycję pracy – również nie w zawodzie, za dobre pieniądze, na umowę o pracę. Dla wielu osób jest to spełnienie marzeń. Niestety nie dla mnie.  Może to było szalone i dla wielu osób - ba zapewne dla większość - wyda się to absurdalne, ale tamtą ofertę również odrzuciłam. Powiedziałam sobie – będę pracować w dziennikarstwie, będę pisać, wydam książkę – spełnię swoje marzenia. Od dziecka rodzice powtarzali mi – stać Cię na więcej. I kiedy dostawałam 6 ze sprawdzianu słyszałam – No ładnie, ale mogłaś dostać 6+. Kiedyś strasznie mnie to wkurzało, dziś – dziękuję, za to jakie wartości wpoili mi rodzice. Decyzja o rzuceniu pracy wbrew pozorom nie przyszła mi łatwo.  Nie macie pojęcia jakie kryzysy przechodzi człowiek, który z jednej strony – pragnie spełnić swoje marzenia, więc rzuca pracę, a z drugiej strony – musi się jakoś utrzymać, musi mieć pieniądze. Płakałam wiele razy, ale nigdy nie przyszła mi do głowy myśl – żałuję, jednak zostanę. Jestem tego zdania, że jeśli mówimy A, powinnyśmy być na tyle silni – by powiedzieć B. Nie mając planu finansowego, nie mając innej pracy, nie mając wielu oszczędności – pożegnałam się z pracą w sklepie. I wiecie – poczułam wtedy taką ulgę, poczułam, że dopiero teraz zaczną się dziać niesamowite rzeczy. Postanowiłam, że spełnię swoje marzenia, że się nie poddam. O co chodzi w życiu ? Właśnie o ten moment. Kiedy czujesz, że powinieneś coś zmienić, że chcesz osiągnąć coś więcej, że zasługujesz na coś lepszego.  Towarzyszy temu strach i wiele obaw, ale wiecie co ja z nimi zrobiłam ? Wyrzuciłam je za siebie.  Dopóki boisz się podjąć jakiegoś działania, dopóki żyjesz w lęku i niepewności – ciężko będzie cokolwiek zmienić. Ja wierzę, że jeśli człowiek potrafi postawić sobie cel, potrafi również do niego dojść. Nie zastanawiam się jak to osiągnę, czy mi się uda, przez co będę musiała przejść – po prostu staram się znajdować rozwiązania, korzystać z okazji, które pojawiają się wokół. Szukając swojej drogi najważniejsze jest to, aby usiąść i zadać sobie dwa bardzo ważne pytania – „Co chcę robić w życiu ? W czym jestem dobry ?”. A potem zacząć działać. Małymi kroczkami realizować swoje cele. Najważniejsze to być w życiu szczęśliwym i potrafić odejść od miejsc, które nie dają nam satysfakcji. Ktoś kiedyś powiedział, że „Nie żyjemy po to, by pracować, ale pracujemy po to, aby żyć”. A ja uważam, że – żyjemy po to, aby być szczęśliwymi, a praca powinna być jedną z cegiełek, które budują to szczęście. Kończąc ten felieton udowodnię Wam, że warto czasem postawić wszystko na jedna kartę i marzyć. Dla wszystkich tych, którzy się boją zrobić krok, napiszę tylko jedno – Przestańcie się wreszcie bać, a w Waszym życiu zaczną się dziać niesamowite rzeczy!



Komentarze

  1. Ja postanowiłam ostatnio odrzucić swoje obawy i zapisać się na prawo jazdy. Próbowałam kiedys jeździć i szło całkiem nieźle, do momentu gdy o mało nie spowodowałam stłuczki. Na szczęście nic się nie stało ale uraz w pamięci pozostał. Zawsze zazdroszczę koleżankom, które zasuwają i radzą sobie świetnie i myslalam, ze ja nigdy tak nie będę umiała.. teraz zdałam sobie sprawę, że dopóki nie spróbuje to się nie dowiem. Bo ponoć strach ma wielkie oczy;) Podjęłam decyzję i chcę spróbować. W tym tygodniu idę się zapisać;)
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, bardzo się cieszę i życzę w takim razie wyniku pozytywnego za pierwszym razem ! Ja też bardzo długo zabierałam się za prawo jazdy, tak samo jak Ty patrzyłam na koleżanki, które jeździły samochodami. Rok temu zdałam prawo jazdy i teraz planuję kupić samochód! ;)

      Usuń
  2. Nie masz męża, nie masz dziecka. Jedynym zobowiazaniem jesteś Ty sama dla siebie, więc powiedz mi jakie to ryzyko? Jak coś się nie uda tylko Ty stracisz, ewentualnie wrócisz na stare śmieci, albo poszukasz czegoś różnie nudnego. Jesteś w takim wieku i w takiej sytuacji życiowej, że kolejne zawody miłosne, zmiana pracy czy "spełnianie marzeń" to po prostu życie, a nie rzucanie się na głęboką wodę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz mówią, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ludzie mają to do siebie, że uważają, że to oni mają najgorzej, a inni - cóż mają łatwo, bo... Ja powiem tak - uważam, że ludziom, którzy mają dzieci i kredyt jest o wiele ciężej cokolwiek zmienić, ale jest też masa ludzi, którzy tak jak zostało napisanie o mnie ,,jedynym zobowiązaniem są oni sami" i niczego nie chcą zmieniać. A potem kiedy mają już zobowiązania - dziecko, czy męża (chociaż nie wiem jakim zobowiązaniem jest mąż, bo wg mnie powinien być on bardziej wsparciem w spełnianiu marzeń zarówno ich wspólnych jak również - tych żony) nie są w stanie niczego zmienić. Uważam, że życie nie polega na tym, aby szukać nudnej pracy czy wracać na stare śmieci, a spełnianie marzeń jest wciąż dla wielu osób czymś, co nie jest normalnym życiem. Przykre, ale spotykam tyle osób, które żyją według takiego schematu, a czasem jedynym ograniczeniem są chęci, lub właśnie ich brak. I proponowałabym nie oceniać ludzi, nie znając ich sytuacji, bo to w życiu gubi - bardzo gubi. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Jak mialem kilka lat mniej tez tak mialem zmienialem wszystko aby byc szczesliwym I to sa pozytywy mlodosci, I kiedys myslalem musze miec kokosowe pole kiedys to byly marzenia wszyscy sie smieli gdy o tym mowilem, a dzis niedowierzaja ze tak jest i dzis to ja sie smieje gdy bujam sie w hamaku miedzy kokosami��na wszystko jest czas,okolicznosci
    i wiek etc. brawo Zuzia to Twoj moment "don't worry be happy"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty