Od pierdoły do tragedii, czyli jak przestać stale się czymś przejmować!


Z doświadczenia wiem, że przejmować można się wszystkim. Dosłownie. Każda najmniejsza pierdoła może być rozważana po stokroć. Rozkładać na czynniki pierwsze nauczyłam się już w dzieciństwie. Ale wynikało to raczej z ciekawości, na pewno nie miało nic wspólnego z przejmowaniem się. Tym bardziej – pierdołami.

Jak każdy standardowy Kowalski, miałam w swoim życiu czas, w którym potrafiłam przejąć się nawet tym, że akurat dziś kiedy mam wolne – leje deszcz. I ciach – nagle humor fatalny, wszystko do niczego. Nie było szansy na szukanie plusów! Takowe nie istniały – koniec, kropka! Od pierdoły do tragedii. Tak – tragedii. Dokładnie do tego można doprowadzić nadmiernym przejmowaniem się sprawami, na które nie mamy wpływu. A już z całą pewnością na pogodę na zewnątrz. To nie Simsy – pory roku nie zmienimy! Często przejmowałam się kasą. Ciągle na coś mi brakowało. Przejmowałam się tym, że nigdy nie założę rodziny, nikt mnie nie pokocha szczerze, albo tym, że fryzjerka spieprzyła mi włosy. Płakałam i rozpaczałam. Ciągle.

W natłoku spraw, którymi stale się przejmowałam, nie miałam chwili wytchnienia. Poważnie zachorowałam. Aż do tego stopnia, że chcieli wziąć mnie pod nóż. Oczywiście, jako człowiek dżungli, ani mi się śniło, żeby ktokolwiek, czymkolwiek mnie siekał. O operacji nie było mowy. Ze szpitala wypisałam się na własne żądanie, do domu doszłam o własnych siłach. Zalecenie było jedno – nie może się Pani denerwować! Unikać stresu! Cóż w moim przypadku, był to nie lada wyczyn, ponieważ ciągle byłam czymś wkur…zdenerwowana. Ciągle chodziłam po cienkiej linie, która w każdej chwili mogła w końcu się zerwać. Przełom nastąpił, kiedy czekałam na wyniki markerów nowotworowych. Pamiętam, że każdego dnia doceniałam małe rzeczy. Patrzyłam jak przyroda budzi się do życia. Jak pięknie wschodzi słońce. Jak cudowną mam rodzinę. Jaką jestem szczęściarą. Choroba zmienia postrzeganie na świat. Na własne życie.

Kiedy w gabinecie usłyszałam, że nie mam nowotworu, ale jestem w grupie dużego ryzyka – cieszyłam się, a jednocześnie drżałam z przerażenia. Kolejny raz usłyszałam – Musi Pani o siebie dbać. Nie może się Pani denerwować. Unikać stresu, bo drugi raz może Pani nie uniknąć operacji. Wtedy dopiero zrozumiałam ile warte jest moje życie. Przestałam przejmować się głupotami.

Dziś cieszę się z małych rzeczy. Celebruję życie. Unikam stresu, a nawet jeśli się pojawia, staram się rozładować go uśmiechem. Wiadomo, że codzienne problemy potrafią dobić człowieka. Chwilowy brak kasy, brak pracy czy niemożliwość zmiany zamieszkania. Powód zawsze się znajdzie, ale … czy nie lepiej jest szukać możliwości, niż przejmować się tym wszystkim? Zamartwianie w niczym Nam nie pomoże, a szukanie innych rozwiązań – a i owszem.  Wiecie, że jeśli człowiek się uprze to może przejmować się do tego stopnia, że popadnie w chorobę? W końcu któreś ogniwo stresu zrobi – trach – zwyczajnie w świecie nie wytrzyma. Czy jest sens czekać, aż zdarzy się taki moment? Nie lepiej jebnąć sobie talerzem o podłogę, a potem posprzątać i pojechać do Ikei kupić nowe talerze, a przy okazji komplet pięknej pościeli w promocji? Oczywiście, że lepiej!

W swoim życiu byłam już – przejmującą się mendą i wierzcie mi, kiedy teraz narzekam na cokolwiek dłużej niż 5 minut, mój organizm przypomina mi o sobie. Czuję się źle, jakbym znów zaczynała chorować. Kiedyś taki stan był dla mnie naturalny, dziś – jest czymś abstrakcyjnym! I bardzo się z tego cieszę! Wyzdrowiałam i aż strach pomyśleć, co by było gdybym w porę nie zareagowała.

Mam dla Was złotą radę, która pomogła mi przetrwać wiele ciężkich i trudnych chwil!

Przejmuj się problemami najwyżej 15 minut dziennie. Resztę dnia ciesz się życiem!


Komentarze

Popularne posty